Autorka tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autorka zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autorka bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczna, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

środa, 1 sierpnia 2018

„Ofiary” – część 6

Rozdział 5: Towarzyszyć w ostatniej drodze
Usłyszała zwykłe „cześć”. Padło z ust Tomka. To znaczyło, że ją dostrzegł. Zdecydowała się przekroczyć próg i wkroczyć do kuchni, bo dłuższe pozostawanie w ukryciu nie miało już żadnego sensu. Kiedy mijała Huberta poczuła na sobie jego spojrzenie. Było wygłodniałe i takie... smutne, pełne zawodu. Wyglądało tak jakby Hubert czuł, że ją traci. Ta utrata rosła z każdym jej krokiem w stronę Tomka.
Cześć – przywitała się.
Woda na kawę się zagotowała. Hubert wstał i napełnił nią dwa kubki. Po czym sięgnął z górnej półki trzeci, dla Margarety.
Zwykła czy rozpuszczalna? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
Zwykła – zadecydowała i położyła dłoń na muskularnym ramieniu rudawego blondyna. Tomek jej nie strącił, nie poczuła się więc odtrącona, a to znaczyło aż tyle, że jeszcze nic złego się nie wydarzyło. – Nie sądziłam, że dziś przyjdziesz – rzuciła w stronę Huberta.
Twoja mama mi kazała przywieź ci zakupy – odparł i stawiając kubki przed Tomkiem i Margaretą, ukradkiem puścił oczko do dziewczyny. – Muszę w końcu dbać o chrześniaczkę – dopowiedział z łobuzerskim uśmieszkiem.
Czemu wczoraj nie powiedziałaś, że to twój wujek? – zapytał Tomek i nim chwycił za ucho nieco obtłuczonego kubka, to szarpnął Margę za ramię. Usadził ją w ten sposób na swoich kolanach.
Nie lubią się z moją żoną – odpowiedział Hubert, choć pytanie nie było skierowane do niego.
Poza tym nie było tam żadnego innego faceta nie licząc gówniarstwa i starszego państwa. Chciałam sprawdzić czy jesteś zazdrosny i wiesz co? Lubię to, że jesteś. – Musnęła go w pokryty lekkim zarostem policzek.
Nie jestem zazdrosny – obruszył się. – I nie pogrywaj w ten sposób nigdy więcej.
Ej – zwróciła mu uwagę. Przybrała przy tym uśmiech pustej blondyny.
Jeśli chcesz bawić się w podchody, Margareto, to trzeba zejść z dziesięć lat i kilka klas niżej.
Hubert akurat zajmował się przygotowywaniem kanapek. Może niekoniecznie chciał usługiwać przyjacielowi swojej utrzymanki, ale tego dnia sam wyszedł z domu bez śniadania i akurat w takiej chwili zgłodniał. Słysząc wyrzuty Tomka z początku skrycie się uśmiechnął, ale później dostrzegł specyfikę bycia tego mężczyzny i rozmyślając o tym, że Marga nie będzie z nim szczęśliwa, omal palca nie stracił. Odkręcił kran i przemył krwawiące miejsce, ciągle przysłuchując się rozmowie obydwojga.
Nie wierzę, że jesteś zły o taką bzdurę. – Margareta z oburzeniem zeszła z kolan Tomka i wysunęła dla siebie taboret spod stołu.
To nie złość. Bardziej zawód twoją dziecinadą. Poza tym jaki sens ma wzbudzanie we mnie zazdrości. Żaden. W końcu pieprzymy się bez zobowiązań. – Tomek wstał, rzucił do Huberta krótką pożegnalną frazę i wyszedł.
Do widzenia – odpowiedział Laskowski i z przyłożonym do ust, krwawiącym palcem, zaserwował na stół talerz pełen kanapek. – A więc to przez niego masz mniej czasu – odgadł, siadając.
Nie tylko. Mam szkołę, rodzeństwo, przyjaciół.
Nadal pomagasz matce? – dopytywał.
Margareta wydała się być zupełnie inna niż jeszcze przed minutą. Odgarnęła rozpuszczone, potargane włosy do tyłu. Skosztowała kawy.
A co mam zrobić? Sumienie mi nie pozwala inaczej. Nie chcę tam mieszkać i obcować z tym na co dzień, ale w weekendy wpadam, by zrobić obiad. Opłacę prąd. Czasami ich gdzieś zabiorę. Dam im tym trochę normalności.
Rozumiem – odparł Hubert. – Jesteś pewna Tomka? – zapytał nagle, powracając tym do poprzedniego tematu.
Marga wydała się być skonsternowana.
To tylko kumpel. – Wzruszyła przy tym ramionami.
Sypiasz z nim, umawiasz się z nim, jadacie razem. To coś więcej niż kupel i coś więcej niż wolna miłość.
To nie miłość – zaprzeczyła szybko.
Oby, bo nie będziesz z nim szczęśliwa.
Skąd taka pewność? – niemal się oburzyła.
Bo to dziwny człowiek, Margaret – odpowiedział, patrząc jej przy tym głęboko w oczy. – On działa na czas.
Działa na czas? O czym ty z nim gadałeś?
O siłowni, kawie, pracy.
I?
I jest chory. Działa jak maszyna.
Co złego jest w planie dnia?
To, że ty go nie masz. – Uśmiechnął się i położył dłoń na jej nagim udzie. Wsunął ją głębiej, pod białą, męską koszulę. – Chodzisz w jego rzeczach.
Nigdy mnie to nie jarało, ale było pod ręką. – Sięgnęła po kanapkę z masłem i pomidorem.
Margaret, on jest... nie wiem jak to wyjaśnić, ale intuicja mi mówi, że to nie jest dobry człowiek. Jest niewłaściwy dla ciebie.
Ma ambicję, dobry zawód, jest nawet przystojny – wymieniła na jednym tchu i strąciła łapę Huberta ze swojego ciała.
Jest rutyniarzem i... Nie ma ideałów.
Owszem, ale co złego jest w dążeniu do nich?
Odbieranie sobie przyjemności – stwierdził. – Poza tym skoro on dąży do ideału, to od swojej partnerki będzie wymagał tego samego. – Hubert skonsumował kanapkę do końca, wpychając jej ostatnią i zdawałoby się, że największą, część do buzi. Zamlaskał i głośno przełknął. – Intuicja mi mówi, że dostaniesz od niego niejeden wpierdol. – Pochylił się, by musnąć nastolatkę w policzek, a później, wstając, dokonał tego samego w czoło.
To lekarz! – krzyknęła za Hubertem, jakby to miało być zaprzeczeniem na jego intuicyjne myśli.
I co z tego? Hitler nie był bezdomnym, a Wałęsa był elektrykiem. Zawód Tomka nie gwarantuje altruizmu. Przemyśl to. – Hubert wyszedł, a Margareta nie skorzystała z jego rady. Zamiast tego zjadła większość z przygotowanych kanapek i wzięła prysznic.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, Hubert zadzwonił do Margarety z prośbą, by ta udała się do jego rodzinnego domu. Prosił, by czyniła tak co wieczór, aż do jego powrotu. Był na służbowym wyjeździe, bo choć nie chciał się go podjąć ze względu na stan zdrowia ojca, to żona i teść go do tego zmusili.
Wynająłem mu opiekunkę. Jest tam za dnia. Spędzaj tam wieczory. Jak możesz to też noce albo ją o to poproś. Ja potem jej dodatkowo zapłacę. Nie mam nikogo innego kogo mógłbym o to prosić i nie mogę się teraz tym zająć osobiście – nalegał i czuć było w tym emocje. Wzburzenie i bezsilność.
Margareta nie pytała o nic. Ani o to kiedy Hubert wróci, ani czemu jego matka nie może się tym zająć. Zgodziła się mu pomóc bez zbędnego wypytywania o każdy, nieistotny szczegół. Zadziałała jak przyjaciółka, a nie jak nastoletnia utrzymanka.
Z ojcem Huberta spędziła tak naprawdę tylko dwa wieczory i jedną noc. Nie dowiedziała się od niego za wiele. Był po silnym udarze i przez to zachowywał się jak dziecko. Zdawało jej się, że niewiele rozumie. Rozumiał jednak, że umiera. Wyczytała to z jego oczu, gdy nad ranem dzwoniła po pogotowie. Przyjechali za późno. Serce nie wytrzymało. Oszacowali zgon na wpół do piątej.