Prywatnie jestem
dwudziestoczteroletnią kobietą (rocznik 1993), która marzy o
stabilizacji, a jednocześnie sama nie jest stabilna i nikomu nie
potrafi tej stabilizacji dać. Chciałam skończyć szkołę...
dobrnąć przynajmniej do matury, ale za każdym razem, jak tylko
podejmuję to wyzwanie, to coś staje na mojej drodze i uniemożliwia
mi dalszą edukację. Zazwyczaj jest to praca, której nie mogę
rzucić albo odłożyć na później i nigdy nie mogłam tego zrobić,
bo nie mam co liczyć na to, że ktoś na czas trwania nauki będzie
mnie utrzymywał.
Kiedyś usłyszałam od kogoś,
że jestem materialistką, poniekąd się z tym zgodzę, bo samą
miłością człowiek nie wyżyje, a w kraju w jakim żyjemy nawet
powietrze ma swoją cenę i nie ma co się oszukiwać, że jest
inaczej. Nie marzę jednak o marmurze przed domem, specjalnie
zaprojektowanym ogrodzie i najnowszym Mercedesie. Pod tym względem
nauczyłam się już dawno mierzyć siły na zamiary, a nawet lepiej,
bo przekonałam się, że wypchany po brzegi portfel szczęścia nie
daje, jeśli te banknoty należą do jednego z większych sukinsynów.
Nigdy nie umiałam milczeć i
potulnie przytakiwać. Od dziecka miałam swoje zdanie i nie bałam
się go wypowiadać. Ludzi traktowałam i traktuję na równi, i nie
ma dla mnie znaczenia czy ktoś jest kimś ważnym, na przykład moim
szefem. Jeśli coś uważam za niesłuszne, to mówię, że takie dla
mnie jest i mam gdzieś czy on mnie za to zwolni, czy nie, bo
bezrobocie w Polsce to mit. Ja jednego dnia straciłam pracę, a dwa dni później zaczynałam następną. Można? Można, wystarczy chcieć, albo
musieć.
Jestem zdania, że najłatwiej
to stać w miejscu, nie podejmować inicjatyw, nie próbować, a przy
tym nieustannie narzekać. Nigdy takiego zachowania nie popierałam,
bo choć w niektórych sytuacjach lubię iść na łatwiznę z
czystego lenistwa, to jednocześnie uważam, że jeśli ci się coś
nie podoba, to zrób coś, cokolwiek, by to zmienić, a nie na
gadaniu poprzestawaj. Gadaniem jeszcze nikt niczego nie zdziałał, a
przykład na to mamy choćby w polityce.
Ponoć jestem charakterna, umiem
być złośliwa w swej szczerości do bólu, a przy tym bywam
wulgarna, bo nie nawykłam do owijania w bawełnę. Jak dla mnie,
jeśli coś jest złe, to nie ma sensu ubierać tego w poetyckie
słowa, by jakoś temu ocieplić wizerunek. Rzekomo jestem też
odważna, a przy tym bywam głupia, a przynajmniej tak stwierdziłby
mój były, który nie mógł pojąć jak można przekreślić kilka
lat wspólnych i zerwać zaręczyny przez jeden incydent.
Jestem też strasznym śpiochem.
Trudno mi jest zasnąć, bo zawsze wolę robić coś innego niż
zamykać oczy. Muszę być strasznie wymęczona, by położyć głowę
na poduszce i odpłynąć. Zazwyczaj przed tym się katuję
czytaniem, choć litery mi już uciekają sprzed oczu, albo
oglądaniem filmów, choć obraz się rozmazuje. Potem jednak zawsze
mam taki sam problem – nie mogę się obudzić, nie cierpię się
budzić. To takie poplątane i dziwne, nie lubić się kłaść, ale
lubić spać na tyle, by nie chcieć wstać. No i wolę sypiać za
dnia niż nocami. Noce są dla mnie idealne, by funkcjonować. Nocami
gotuję, nocami piorę, nocami maluję, tańczę, robię paznokcie,
piszę, uprawiam seks. Teraz już możecie współczuć moim
sąsiadom.
Pisać zaczęłam jakoś
wcześnie, na początku gimnazjum. Potem przerwałam na jakiś czas i
powróciłam do tego w techników, którego nie ukończyłam, choć
pierwszy rok zaliczyłam nawet z zadowalającym wynikiem. Później
poświęciłam się dorosłemu życiu, gdzie nie było już czasu na
pisanie, choć może czas i by się znalazł, tylko chyba brakowało
motywacji, chęci, siły. Kiedy ponownie zaczęłam pisać, to
pisanie pomogło mi stanąć na nogi, na jakiś czas zapomnieć,
stworzyć postacie, które radziły sobie z gorszymi problemami niż
te w moim prywatnym życiu. Może to chore, ale motywacje
nieistniejących realnie bohaterów, mnie samą motywowały do
działania. Obecnie do pisania, a właściwie do publikowania,
motywuje mnie obecny partner, choć może ciężko nazwać motywacją
słowa „Co ci szkodzi? Wrzuć w eter, a kto będzie chciał ten
sobie poczyta, a ja zaczekam te pół godziny dłużej na ciebie w
umówionym miejscu, i tak się zawsze spóźniasz, już do tego
nawykłem, bo to się raczej nie zmieni” albo „Ty sobie
przepiszesz, upublicznisz, a ja w tym czasie zrobię kolację,
przynajmniej nie będziesz mi stękała nad uchem i ciągle się
dopytywała kiedy, kiedy i czy już”.
Dziś staram się wieść
normalne życie i choć mam dni gdy nie chce mi się ruszyć do
niczego dupy, to te jednak równoważą się z tymi, gdy dostaję
nagłego ADHD i wtedy najchętniej zrobiłabym wszystko co sobie
zaplanuję za jednym zamachem, tylko problem jest w tym, że
sklonować się nie mogę i nie mam możliwości być w kilku
miejscach naraz. Planuję być matką, choć nigdy nie chcę być
niczyją żoną. Chyba nie umiem się tak całą sobą zaangażować
w związek, choćby mężczyzna, który by ze mną go tworzył był
najcudowniejszy na świecie. Kiedyś sobie po prostu postanowiłam,
że jeśli będę zdolna do poświęceń, to tylko dla własnego
potomstwa, nigdy dla obcego faceta. Poniekąd to bardzo egoistyczne i
krzywdzące podejście, ale wolę mieć już takie i pozostawać
sobą, niż się dla kogoś zmieniać lub przed kimś udawać kogoś
kim nigdy nie będę.
Moim ulubionym filmem są
„Kwiaty na poddaszu”, ale mam na myśli tę starszą ekranizację.
Jest to obraz, który zapada w pamięć i wyciska łzy z oczu nawet
tak mało empatycznej osobie jaką ja jestem. Więc polecam tym,
którzy uważają, że ich już nic nie wzruszy i nie zszokuje, bo
być może ten film udowodni im, że są w błędzie, że się mylą
i że są znacznie lepsi niż ich własna reputacja, niż ich własne
wyobrażenie o sobie samym.
Co do książek to chyba
najbardziej cenię kryminały, ale gdy nie zamykają się one tylko
na tym jednym gatunku, a są wielowątkowe i nie pomijają relacji
rodzinnych, nie ubarwiają rzeczywistości i nie wynoszą na
piedestał sędziów, policjantów, prokuratorów, tworząc ich nader
uczciwych. Książką, która najmocniej wryła się w moją pamięć
jest „Złożone w ofierze” Ann Rule.
Mam też dwa ulubione cytaty,
obydwa są autorstwa Williama Szekspira. Pierwszy to "Życie nie
jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie
inne.", a drugi to "Jedni przez grzech się wznoszą, inni
przez cnotę upadają.".
To tyle ode mnie, a gdyby ktoś
jeszcze miał jakieś pytania, to istnieje taka podstrona jak
„Pytania i odpowiedzi”, a gdyby wolał porozmawiać prywatnie, na
osobności, to:
klarysa.ratmajer@gmail.com
GG: 60566012
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz