Autorka tego bloga należy do grupy „Projekt Prozaicy”, z tego też powodu strona korzysta z płatnych linków. Ujmując to krócej i bardziej zrozumiale – autorka zarabia, a czytelnicy nic na tym nie tracą. Te linki są całkowicie bezpieczne dla komputerów, tabletów i smartphone-ów pod warunkiem, że postępuje się zgodnie z instrukcją, czyli nie klika w reklamy, nic nie ściąga na swój sprzęt, a jedynie odczekuje symboliczne pięć sekund i przechodzi dalej. Za wszelkie utrudnienia autorka bloga przeprasza, za waszą aktywność jest wdzięczna, a prywatnie pozdrawia i życzy dobrej zabawy podczas czytania.

Link do instrukcji – KLIK

Klarysa Ratmajer – pseudo-autorka

Prywatnie jestem dwudziestoczteroletnią kobietą (rocznik 1993), która marzy o stabilizacji, a jednocześnie sama nie jest stabilna i nikomu nie potrafi tej stabilizacji dać. Chciałam skończyć szkołę... dobrnąć przynajmniej do matury, ale za każdym razem, jak tylko podejmuję to wyzwanie, to coś staje na mojej drodze i uniemożliwia mi dalszą edukację. Zazwyczaj jest to praca, której nie mogę rzucić albo odłożyć na później i nigdy nie mogłam tego zrobić, bo nie mam co liczyć na to, że ktoś na czas trwania nauki będzie mnie utrzymywał.
Kiedyś usłyszałam od kogoś, że jestem materialistką, poniekąd się z tym zgodzę, bo samą miłością człowiek nie wyżyje, a w kraju w jakim żyjemy nawet powietrze ma swoją cenę i nie ma co się oszukiwać, że jest inaczej. Nie marzę jednak o marmurze przed domem, specjalnie zaprojektowanym ogrodzie i najnowszym Mercedesie. Pod tym względem nauczyłam się już dawno mierzyć siły na zamiary, a nawet lepiej, bo przekonałam się, że wypchany po brzegi portfel szczęścia nie daje, jeśli te banknoty należą do jednego z większych sukinsynów.
Nigdy nie umiałam milczeć i potulnie przytakiwać. Od dziecka miałam swoje zdanie i nie bałam się go wypowiadać. Ludzi traktowałam i traktuję na równi, i nie ma dla mnie znaczenia czy ktoś jest kimś ważnym, na przykład moim szefem. Jeśli coś uważam za niesłuszne, to mówię, że takie dla mnie jest i mam gdzieś czy on mnie za to zwolni, czy nie, bo bezrobocie w Polsce to mit. Ja jednego dnia straciłam pracę, a dwa dni później zaczynałam następną. Można? Można, wystarczy chcieć, albo musieć.
Jestem zdania, że najłatwiej to stać w miejscu, nie podejmować inicjatyw, nie próbować, a przy tym nieustannie narzekać. Nigdy takiego zachowania nie popierałam, bo choć w niektórych sytuacjach lubię iść na łatwiznę z czystego lenistwa, to jednocześnie uważam, że jeśli ci się coś nie podoba, to zrób coś, cokolwiek, by to zmienić, a nie na gadaniu poprzestawaj. Gadaniem jeszcze nikt niczego nie zdziałał, a przykład na to mamy choćby w polityce.
Ponoć jestem charakterna, umiem być złośliwa w swej szczerości do bólu, a przy tym bywam wulgarna, bo nie nawykłam do owijania w bawełnę. Jak dla mnie, jeśli coś jest złe, to nie ma sensu ubierać tego w poetyckie słowa, by jakoś temu ocieplić wizerunek. Rzekomo jestem też odważna, a przy tym bywam głupia, a przynajmniej tak stwierdziłby mój były, który nie mógł pojąć jak można przekreślić kilka lat wspólnych i zerwać zaręczyny przez jeden incydent.
Jestem też strasznym śpiochem. Trudno mi jest zasnąć, bo zawsze wolę robić coś innego niż zamykać oczy. Muszę być strasznie wymęczona, by położyć głowę na poduszce i odpłynąć. Zazwyczaj przed tym się katuję czytaniem, choć litery mi już uciekają sprzed oczu, albo oglądaniem filmów, choć obraz się rozmazuje. Potem jednak zawsze mam taki sam problem – nie mogę się obudzić, nie cierpię się budzić. To takie poplątane i dziwne, nie lubić się kłaść, ale lubić spać na tyle, by nie chcieć wstać. No i wolę sypiać za dnia niż nocami. Noce są dla mnie idealne, by funkcjonować. Nocami gotuję, nocami piorę, nocami maluję, tańczę, robię paznokcie, piszę, uprawiam seks. Teraz już możecie współczuć moim sąsiadom.
Pisać zaczęłam jakoś wcześnie, na początku gimnazjum. Potem przerwałam na jakiś czas i powróciłam do tego w techników, którego nie ukończyłam, choć pierwszy rok zaliczyłam nawet z zadowalającym wynikiem. Później poświęciłam się dorosłemu życiu, gdzie nie było już czasu na pisanie, choć może czas i by się znalazł, tylko chyba brakowało motywacji, chęci, siły. Kiedy ponownie zaczęłam pisać, to pisanie pomogło mi stanąć na nogi, na jakiś czas zapomnieć, stworzyć postacie, które radziły sobie z gorszymi problemami niż te w moim prywatnym życiu. Może to chore, ale motywacje nieistniejących realnie bohaterów, mnie samą motywowały do działania. Obecnie do pisania, a właściwie do publikowania, motywuje mnie obecny partner, choć może ciężko nazwać motywacją słowa „Co ci szkodzi? Wrzuć w eter, a kto będzie chciał ten sobie poczyta, a ja zaczekam te pół godziny dłużej na ciebie w umówionym miejscu, i tak się zawsze spóźniasz, już do tego nawykłem, bo to się raczej nie zmieni” albo „Ty sobie przepiszesz, upublicznisz, a ja w tym czasie zrobię kolację, przynajmniej nie będziesz mi stękała nad uchem i ciągle się dopytywała kiedy, kiedy i czy już”.
Dziś staram się wieść normalne życie i choć mam dni gdy nie chce mi się ruszyć do niczego dupy, to te jednak równoważą się z tymi, gdy dostaję nagłego ADHD i wtedy najchętniej zrobiłabym wszystko co sobie zaplanuję za jednym zamachem, tylko problem jest w tym, że sklonować się nie mogę i nie mam możliwości być w kilku miejscach naraz. Planuję być matką, choć nigdy nie chcę być niczyją żoną. Chyba nie umiem się tak całą sobą zaangażować w związek, choćby mężczyzna, który by ze mną go tworzył był najcudowniejszy na świecie. Kiedyś sobie po prostu postanowiłam, że jeśli będę zdolna do poświęceń, to tylko dla własnego potomstwa, nigdy dla obcego faceta. Poniekąd to bardzo egoistyczne i krzywdzące podejście, ale wolę mieć już takie i pozostawać sobą, niż się dla kogoś zmieniać lub przed kimś udawać kogoś kim nigdy nie będę.
Moim ulubionym filmem są „Kwiaty na poddaszu”, ale mam na myśli tę starszą ekranizację. Jest to obraz, który zapada w pamięć i wyciska łzy z oczu nawet tak mało empatycznej osobie jaką ja jestem. Więc polecam tym, którzy uważają, że ich już nic nie wzruszy i nie zszokuje, bo być może ten film udowodni im, że są w błędzie, że się mylą i że są znacznie lepsi niż ich własna reputacja, niż ich własne wyobrażenie o sobie samym.
Co do książek to chyba najbardziej cenię kryminały, ale gdy nie zamykają się one tylko na tym jednym gatunku, a są wielowątkowe i nie pomijają relacji rodzinnych, nie ubarwiają rzeczywistości i nie wynoszą na piedestał sędziów, policjantów, prokuratorów, tworząc ich nader uczciwych. Książką, która najmocniej wryła się w moją pamięć jest „Złożone w ofierze” Ann Rule.
Mam też dwa ulubione cytaty, obydwa są autorstwa Williama Szekspira. Pierwszy to "Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.", a drugi to "Jedni przez grzech się wznoszą, inni przez cnotę upadają.".
To tyle ode mnie, a gdyby ktoś jeszcze miał jakieś pytania, to istnieje taka podstrona jak „Pytania i odpowiedzi”, a gdyby wolał porozmawiać prywatnie, na osobności, to:
klarysa.ratmajer@gmail.com
GG: 60566012
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz