Rozdział 4: Przy wspólnym
stole
Życie kocha nas niszczyć –
tak uważał Tomasz Przybylski. Mężczyzna był zdania, że na
każdej drodze, jakąkolwiek byśmy nie obrali, czekają na nas kłody
rzucane wprost pod nogi, mające na celu skłonić nas do skoków lub
padnięć na kolana. On przed laty wybrał skoczyć, po latach ten
skok mógł być przyczyną jego upadku.
Margareta o życiu miała takie
samo zdanie i całkiem podobne do Tomka przeżycia. Oboje w
przeszłości byli osamotnionymi dziećmi, zmuszonymi do tego, by
zawsze ze wszystkim radzić sobie samemu. Dzięki temu uchodzili za
silnych, bo po równi nienawidzili okazywania słabości. Dzięki
temu byli też wewnętrznie słabi, krusi, bo osamotnienie zawsze
zostawia na naszej duszy piętno; sprawia, że pęka serce, a to
sklejone jest takie jak porcelanowy wazon – prezentuje się wciąż
wyśmienicie, ale traci na funkcjonalności. Do posklejanego wazonu
nie da się już wlać wody tak, by się nie wylewała, a to znaczy,
że nie przedłuży on życia już żadnej róży, żadnemu
tulipanowi.
Dwie pokaleczone emocjonalnie
osoby zasiadły naprzeciw siebie. Miało to miejsce w jednej z
pizzerii. Był to przeciętny lokal i bywali tam naprawdę wszyscy.
Pech chciał, że był tam też on – Hubert Laskowski.
Margareta starała się skupić
wzrok na proponowanych alkoholach. Ukrywała się za menu, ale
nieustannie zerkała na boki, na biegającego między stolikami
Miłosza. Chłopiec raz nawet wpadł na Tomasza, gdy ten poszedł po
piwo dla siebie i herbatę dla Margarety.
– Nie wolisz czegoś
alkoholowego? – dopytywał, jednocześnie chwytając za kartę,
którą wciąż miała przed oczami.
– Przy tobie wolę zachować
trzeźwość umysłu.
– Nie da rady – uprzedził,
odwracając strony i wskazując na jedną ze standardowych pizz. –
Może być? – dopytywał, patrząc jej głęboko w oczy.
– Zdam się na twój gust.
– By później móc mi
wypomnieć, że coś spieprzyłem?
– Przestań już – syknęła
i nawet się przy tym zaśmiała. – Wybrałeś kiepski film i sam
to przyznałeś. Nic takiego się nie stało, żyjemy dalej!
– Ten film miał dobry tytuł
i aktorów też nie najgorszych.
– Czyli scenarzysta musiał
być bogaty i zapłacić za wyreżyserowanie takiego gniota krocie
albo ci aktorzy nagle zubożeli i zdecydowani byli podjąć się
czegokolwiek, by zarobić cokolwiek. Tak działa życie. Jak nie ma
prawdziwków w lesie to zadowalasz się pieczarką albo muchomorem.
– To jakaś twoja złota myśl?
– zapytał z lekko cynicznym uśmiechem.
– A co? Nie podoba ci się?
– Nie pasuje do ciebie –
stwierdził.
– A co do mnie pasuje?
Tomek chwilę zastanowił się
nad odpowiedzią. Zmierzył swoją partnerkę, poczynając od czubka
głowy aż po buty, choć w tym celu musiał się wychylić, i śmiało
odparł:
– Czerwień. Pasuje ci
czerwień, choć jesteś blondynką.
– Nie jestem. To tylko farba.
– Pasują ci też szpilki –
dodał z lekkim skrępowaniem, jakby obawiał się jej reakcji, choć
przecież jeszcze kilka tygodni temu był znacznie śmielszy i zdawał
się wręcz emanować pewnością siebie.
– Bo ci się podobają? –
zgadywała.
Ochoczo i nieco żartobliwie
przytaknął ruchem głowy.
– To muszę ci rzec, że nie
jesteś szczególnie oryginalny. Wielu lubi szpilki.
– Ta trafiła w serce. –
Poklepał się pięścią po klatce piersiowej. – A wydawało mi
się, że jestem taki wyjątkowy – dodał parodiując smutek.
– Następna trafi wprost w
twojego fiuta, jeśli nie przestaniesz się wygłupiać.
– Wprost nie mogę się tego
doczekać – odparł, wyraźnie rzucając jej tym wyzwanie.
I tyle wystarczyło, by
Margareta podniosła nogę i odnalazła nią pierw kolano Tomka, a
później miejsce na wprost jego rozporka.
Tomka korciło by się zasłonić.
Kolana mu drżały, ale postanowił zgrywać nieustraszonego. Z
jednej strony uważał, że Margareta jest zbyt rozsądna i dojrzała,
by uczynić tego rodzaju teatrzyk w miejscu publicznym. Z drugiej
strony była jednak bardzo nieprzewidywalna i jego zdaniem zdolna do
wszystkiego byleby postawić na swoim.
Jakiś czas w ciszy obserwował
wyraz jej twarzy. Dostrzegł jak mimika się zmienia, jak warga
zostaje zagryziona, a usta wykrzywione w cwaniackim, nieco
bezczelnym, uśmieszku.
– Kopniesz, a dam ci w twarz –
rzucił nagle, raczej desperacko niż groźnie.
– To miała być zachęta? –
dopytywała, naciskając czarnym, lakierowanym butem na jego krocze.
– Galanteria nakazywała mi
ciebie uprzedzić. Twoja decyzja co dalej z tym zrobisz, ale facet,
który siedzi dwa stoliki obok nieustannie się na nas gapi i za
moment może oskarżyć nas o to, że gorszymy jego dzieci –
wypowiedział na jednym tchu, bez żadnych emocji, jakby był
komputerowym lektorem a nie człowiekiem.
Margareta uśmiechnęła się i
nagle odpuściła. Opuściła nogę i udawała, że odszukuje
wzrokiem wspomnianego przez Tomka mężczyznę. W rzeczywistości od
początku wiedziała, że chodzi mu o Huberta. Marga czuła na sobie
jego wzrok po tylekroć, że stał się dla niej namacalny.
– Całkiem przystojny –
powiedziała, ciągle zerkając na swojego sponsora. Później
rozpoczęła jawne przyglądanie się jego żonie. – Pasują do
siebie – dodała.
– Co? – Tomek zdawał się
być bardzo zdezorientowany, bo kiedy Marga głosiła swoje zdanie na
temat Huberta i jego małżonki, to on składał zamówienie
kelnerowi, który w końcu z łaski swojej się do nich pofatygował.
– Ten mężczyzna, który się
na nas gapił pasuje do tej kobiety, która z nim przyszła.
– Dlaczego on do niej, a nie
ona do niego? – zainteresował się Tomasz.
– Bo każda kobieta może
pasować do każdego mężczyzny, ale nie każdy mężczyzna pasuje
do każdej kobiety.
– Chyba nie rozumiem.
– Zawsze możemy się
dopasować. Wy tak nie umiecie.
– Umiem się dopasowywać –
stwierdził pewnie.
– Zatem mam dla ciebie
zadanie. – Spuściła głowę i wyglądała tak jakby przez moment
sama powątpiewała w ten pomysł. Szybko jednak ponownie spojrzała
Tomkowi w twarz. – Dopasuj się między moje nogi.
Tomek ze skonsternowanego
zmienił się nie do poznania, nagle stał się wesoły i zdawał się
nie móc doczekać aż pizza zostanie im podana, przez nich zjedzona,
aż wreszcie rachunek za nią będzie już opłacony, a oni znajdą
się w taksówce, w drodze do domu.
W końcu marzenie Tomka się
ziściło. Margareta przełknęła ostatni kęs, on dopił trzecie
tego wieczora piwo, a kelner nie musiał wydawać reszty. Miasto, w
którym mieszkali było małe i wieczorami traciło na życiu, więc
i korki nie stały im na przeszkodzie, by szybko znaleźli się w
łóżku.
W przypadku tych dwojga wspólne
noce zawsze wydawały się być za krótkimi, a seks czymś w rodzaju
preludium. Oboje chłonęli je z takim zaangażowaniem, że byliby w
stanie całą tę książkę wziąć naraz, ale organizm ludzki
zwykle bywał zwyciężany przez zmęczenie. Opadali z sił różnie.
Czasami to była ona, majacząca coś bez większego sensu, ale
jęcząca przy tym z zadowolenia. Innymi razy był to on,
zagłębiający dłoń między jej uda i układający się w ten
sposób do snu, całujący jej nagą łopatkę lub ramię na
dobranoc.
Znalazła się w pustym
mieszkaniu grubo po dziesiątej. Jej zdaniem było już za późno na
to, by iść do szkoły, gdyż wolała być obecna na wszystkich
lekcjach, a nie tylko na ostatnich z kilku. W przedpokoju ściągnęła
niewygodne buty i odetchnęła z ulgą. Spojrzała w lustro. Miała
na twarzy wczorajszy makijaż, lekko rozmazany w okolicy ust, gdyż
Tomasz zlizał nie tylko szminkę, ale przy okazji także odrobinę
fluidu.
– Wyglądam tragicznie –
powiedziała sama do siebie i od razu skierowała kroki do
niewyremontowanej łazienki.
W mieszkaniu brata Huberta
pomieszkiwała od jakiegoś tygodnia. Wiele jeszcze było w nim do
zrobienia. Z początku zdecydowała się jedynie na odmalowanie
wszystkich pomieszczeń. Zakup mebli była zmuszona sobie odpuścić.
Jako prostytutka nie zarabiała wcale tak dużo, a musiała opłacać
prywatną szkołę, jeść i płacić na bieżąco rachunki. Nie
posiadała oszczędności, bo nigdy nie potrafiła oszczędzać.
Lubiła dobrze wyglądać i nie ma co się oszukiwać – w zawodzie
jaki wykonywała uroda była w cenie. Korzystała więc regularnie z
usług fryzjera i kosmetyczki, uczęszczała też na siłownie oraz
basen. Często zakupowała nową bieliznę i różnego rodzaju
gadżety. Kochała buty. Buty były jej obsesją. Nie było miesiąca,
by nie kupiła sobie jakieś nowej pary. Zawsze stawiała na obuwie z
górnej półki i to niezależnie od tego czy były to szpilki, czy
adidasy do fitnessu.
Łazienka nie była duża. Była
zwyczajna. W rogu mieściła się muszla klozetowa, a pod największą
ze ścian lekko podniszczona wanna. No i umywalka, ustawiona
dokładnie naprzeciw drzwi.
Niespodziewanie zgasło światło,
gdy po załatwieniu się myła ręce, a następnie zęby. Uniosła
głowę zerkając w lustro. Poczuła w nozdrzach papierosowy dym i
przez chwilę myślała, że to jakieś urojenia. Dostrzegła jednak
w odbiciu, żarzącą się w ciemności końcówkę. I omal nie
dostała zawału, gdy nagle światło zostało włączone.
– Hubert!? – wrzasnęła,
nie mogąc w to uwierzyć. – Chciałeś mnie zabić? – rzuciła
pytająco. Była pełna gniewu. Krzyczała.
Uśmiechnął się dobrotliwie.
– Skąd? Jedynie przywiozłem
ci kuchenkę i czajnik. Musisz na czymś gotować.
– Nie cierpię gotować –
przypomniała.
– Trudno. Ja muszę pić kawę,
gdy tutaj bywam. – Wzruszył ramionami i wyszedł z łazienki.
Drzwi pozostawił jednak otwarte. Widziała jak odpala jeden z
palników starej kuchenki gazowej za pomocą zapałki. Szybko
postawił na niej czajnik.
– Zawsze będziesz ją sobie
sam robił – uprzedziła.
Jej uprzedzenia nie miały
pokrycia w rzeczywistości. Hubert bywał u niej bardzo często, a od
kawy był właściwie uzależniony. I o ile tę wieczorną
przygotowywał sobie samodzielnie, o tyle tę poranną zazwyczaj
przygotowywała ona, podczas gdy on zajmował się robieniem kanapek.
Gdyby ktoś patrzył na nich z boku, mógłby dojść do wniosku, że
wyglądają jak typowa para, bo tak właśnie się zachowywali. Jedli
razem śniadania, ona myła zęby, podczas gdy on podgalał
kilkudniowy zarost, a wrzucając rzeczy do prania, zdarzało się, że
odnalazła w koszu z brudami jakąś jego część garderoby.
Sytuacja skomplikowała się
jednak w chwili, gdy po powrocie z klubu, będąc nieco wstawioną,
zaproponowała Tomkowi, by udali się do niej. Telefony im padły i
nie mieli jak przywołać taksówki. Do Margarety było znacznie
bliżej niż do Tomasza, a ona nie czuła nóg i jedyne o czym wtedy
marzyła, to była miękka pościel. Obudziła się rano. Usłyszała
dwa męskie głosy dobiegające z kuchni. Pobladła kiedy, po
przekroczeniu progu, dostrzegła obydwóch przy wspólnym stole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz